"Ojczyzna to ziemia i groby, jak więc długo trwa pamięć o grobach, tak długo też trwa siła związku z ojczyzną” . Takie oto słowa można przeczytać na wizytówce Pana Anatola F. Sulika z  Kowla, z którym na początku lutego 2011r. redakcja serwisu 27 WDP AK przeprowadziła rozmowę. Z Anatolem F. Sulikiem rozmawia Andrzej Łukawski.

:  Czym dla Pana jest Wołyń i co spowodowało, że nie przerwanie od wielu lat zajmuje się Pan poszukiwaniem śladów polskości na tej ziemi?


AS: Czym dla mnie jest Wołyń? Pytanie niby proste, ale też i trudne, ponieważ człowiek na ogół nigdy nad tym się nie zastanawia. Ktoś kiedyś wymyślił takie powiedzenie – „mała ojczyzna”. Więc można też tak nazwać Wołyń, ale w gruncie rzeczy, taka odrębna kraina jest dla jego mieszkańców i tych, którzy tu kiedyś się urodzili a musieli z różnych przyczyn ją opuścić – „Wielką Ojczyzną”. Zazwyczaj mówimy, że jest to „ziemia przodków” i takie określenie będzie najbardziej właściwym. Ja tez tak ją nazywam, ponieważ tu znajdują się liczne groby moich przodków, a więc już dla tego ta ziemia jest moja, moja Ojczyzna! Wiele lat temu znalazłem w jakiejś książce słynną obecnie wypowiedź marszałka Francji i Polski Ferdynanda Focha, że: „Ojczyzna to ziemia i groby, jak więc długo trwa pamięć o grobach, tak długo też trwa siła związku z ojczyzną”. Te słowa umieściłem na swojej wizytówce i w miarę możliwości staram się wypełnić je swoją pracą.
A więc dlaczego to robię? Otóż na początku lat 90-ch, już ubiegłego wieku, byłem w gronie założycieli polskiego ruchu kulturalno-oświatowego na terenie obwodu wołyńskiego. Byłem wybrany do Zarządu Towarzystwa Kultury Polskiej im. Ewy Felińskiej i na prośbę prezesa pani Ireny Kosteckiej podjąłem się zadania opieki nad grobami, co było zgodne z działalnością statutową. Z czasem to stało dla mnie zadaniem pierwszoplanowym, ponieważ badając cmentarze doszedłem wniosku, że jest to zadanie na wiele lat.

AŁ: W jakiej sytuacji znajdują się dzisiaj Polacy mieszkający na terenach Wołynia?

AS: Na ogół sytuacja miejscowych Polaków absolutnie w niczym nie różni się od sytuacji innych narodowości zamieszkałych współczesny Wołyń. Mają te same problemy co i każdy obywatel Ukrainy. Gdy chodzi o warunki materialne – wszystko zależy od jednostki. Oczywiście są ludzie mniej lub bardziej zaradne, ale to już zależy od tego jakie człowiek ma zdolności i czy w ogóle pragnie ciągle dbać o dom i rodzinę. Natomiast gdy chodzi o krzewienie polskości, o pielęgnowanie polskich tradycji w rodzinie, to tu w lepszej sytuacji znajdują się mieszkańcy miast. Najlepiej gdy miasto jest dosyć duże. Ponieważ w wielu miastach już od dawna działają polskie towarzystwa, w niektórych szkołach są prowadzone fakultatywne zajęcia z języka polskiego, są także zarejestrowane i działają od co najmniej kilkunastu lat parafie rzymskokatolickie. W niektórych miastach są również większe skupiska Polaków, więc tu łatwo i o regularne kontakty, spotkania, co ma duże znaczenie dla zachowania języka polskiego. Niestety na Wołyniu właściwie już nie ma czysto polskich rodzin, w których ojciec i matka, a co za tym idzie także i dziadkowie są Polakami. A więc rzekome „polskie rodziny” – to jednak rodziny mieszane. I o tym warto pamiętać, szczególnie tym dziennikarzom, którzy przyjeżdżając na Wołyń z Polski, szukają tu jakiejś sensacji.

AŁ: Jak rzeczywiście wygląda pomoc Macierzy dla rodaków mieszkających na Ukrainie i jakie są ich potrzeby?


AS: Na to pytanie dosyć łatwo można znaleźć odpowiedź czytając takie wydania jak: „Dziennik Kijowski”, „Gazetę Polską”, „Mozaikę Berdyczowską”, „Kurier Galicyjski”, „Monitor Wołyński”. To są gazety wydawane na Ukrainie, które można zaprenumerować w Polsce lub znaleźć publikowane w nich materiały w Internecie. Otóż Ukraina jest dużym państwem i każdy region ma nieraz całkiem inne problemy. Trzeba pamiętać i o tym, że jeszcze nie tak dawno, bo przed II wojną światową , zachodnie regiony należeli do Polski. I to właśnie w dużej mierze spowodowało, że Polacy z terenów zachodnich i wschodnich bardzo różnią się między sobą, chociażby mentalnością. Oczywistym jest, że te grupy narodowościowe muszą mieć różne potrzeby, a więc i pomoc płynąca z Macierzy musi być adresowana według prawdziwych potrzeb. Można stwierdzić, że w wielu wypadkach tak też się stało. Rozwija się szkolnictwo polskie, na Ukrainę są wysyłane w dużych ilościach książki dla bibliotek , gazety i czasopisma. Polskie wydania na Ukrainie są sponsorowane przez „Fundację Pomocy Polakom na Wschodzie”. Wiele polskich wspólnot na Ukrainie, szczególnie w jej zachodniej części, ma stałe kontakty z różnymi miastami w Polsce, ze stowarzyszeniami byłych mieszkańców  poszczególnych osad, miast czy powiatów. Ci ludzie przyjeżdżają często w odwiedziny i lepiej wiedzą, co, kiedy i gdzie jest potrzebne. No i oczywiście wielka i wydajna pomoc płynie do wskrzeszonych parafii rzymskokatolickich, ponieważ w wielu miejscowościach stan liczebny parafian jest bardzo mały i siłami wiernych nie ma możliwości utrzymać kościół. Najwięcej oczywiście pomaga „Wspólnota Polska”, dzięki której pomoc z Macierzy jest nadawana dla polskich wspólnot na Ukrainie już wiele lat, więc można uważać, że wszyscy potrzebujący w miarę możliwości ją otrzymali i nadal otrzymują. Trzeba także wspomnieć, że na Ukrainie działa już cała sieć Konsulatów RP, w których są pracownicy utrzymujący stały kontakt z miejscowymi polskimi towarzystwami. To wszystko świadczy o naprawdę dużym zaangażowaniu jak państwa tak i zwykłych obywateli w niesieniu pomocy rodakom na Ukrainie.

AŁ: Jak dużą populację wśród mieszkańców Wołynia stanowią pokolenia Polaków ?

AS:
Dać precyzyjną odpowiedź na to pytanie jest niezmiernie trudno. Ponieważ  po ostatniej wojnie minęło wiele czasu, mamy też za sobą ustrój komunistyczny i już bez mała 20 lat istnienia niepodległej Ukrainy. Jest więc sprawą oczywistą, że polska ludność na terenie Wołynia, z różnych przyczyn, uległa przemieszaniu, co z kolej spowodowało zatracenie charakterystycznych cech narodowościowych. Więc możemy tu mówić nawet o asymilacji. W nieco lepszych warunkach byli ci rodacy, którzy jeszcze mieli rodziny w Polsce. Czas od czasu mogli do nich pojechać (nawet w czasach istnienia Związku Radzieckiego). Takie rodziny przynajmniej zachowały znajomość języka polskiego, zwyczajów i tradycji przodków. Według danych statystycznych, otrzymanych w wyniku powszechnego spisu ludności Ukrainy z 2001 roku, na terenie obwodu wołyńskiego zadeklarowało swoją przynależność do narodu polskiego tylko ok. 800 osób. Co najmniej połowa z nich mieszka w Łucku, reszta jest rozrzucona po całym obwodzie, z tym że w niektórych rejonach mieszka od kilku do kilkunastu osób. Obecnie tych ludzi jest jeszcze mniej, ponieważ za ostatnie 10 lat zmarło wiele starszych osób. Osobiście uważam, że wyniki spisu ludności są prawdziwe i właśnie tej liczby trzeba się trzymać. Zresztą potwierdza to obserwacja działalności Towarzystw Kultury Polskiej i stanu parafii rzymskokatolickich. Trzeba także dodać, że w tej liczbie są również osoby polskiego pochodzenia, które nie były urodzone na Wołyniu, a przejechały z innych regionów Ukrainy. Otóż liczba pokolenia wołyńskich Polaków jest bardzo niewielka.

AŁ: Panie Anatolu a jak dzisiaj wygląda podtrzymywanie przez nich tradycji przodków?

AS: Jest to kolejne trudne pytanie, na które nie jest łatwo dać odpowiedź. W swojej działalności spotykałem się i nadal mam kontakty z wieloma Polakami na Wołyniu. Jak pisałem poprzednio, wielu starszych ludzi już odeszło, a to znaczy tyle, że czasem w niektórych rodzinach już nie ma komu właśnie kultywować i podtrzymywać tradycji przodków. Takich przykładów mógłbym przywołać dosyć dużo, ale nie można przecież wskazywać tych ludzi, bo to jest ich osobista sprawa. Wyraźnie widać to w Kowlu, gdzie do kościoła, po śmierci babci już nie chodzą ani jej dzieci ani wnuki. Więc można wątpić w to, czy oni nadal obchodzą święta według tradycji. Trzeba pamiętać i o tym, że Kościół Rzymskokatolicki wprowadził język ukraiński do mszy i nabożeństw, działa także specjalny Kalendarz Kościoła Rzymskokatolickiego na Ukrainie, co znaczy tyle, że wierni pomału odchodzą od tradycji przodków gdy chodzi o religię. Tradycje świeckie natomiast podtrzymywane przeważnie w nielicznych Towarzystwach Kultury Polskiej i w szkołach, więc także mają ograniczony zasięg. Praktycznie podtrzymywanie tradycji przodków sprowadza się do organizacji „Dni Kultury Polskiej”, różnych konkursów dla młodzieży i festynów lub uroczystości na szczeblu lokalnym. W wielu wypadkach wszystko zależy od działaczy, prezesów i innych osób odpowiedzialnych, dzięki którym przeważnie wszystko się odbywa. Natomiast jak wygląda podtrzymywanie tradycji w poszczególnych rodzinach, na ogół nie jest znane, takich badań, o ile dobrze wiem , jeszcze nikt nie przeprowadzał.                 

AŁ: Czy występują problemy (np. uzyskanie wizy) w celu utrzymywania kontaktów z rodakami mieszkającymi na terenie RP?


AS: Takich problemów raczej nie ma, szczególnie gdy chodzi o ludzi zrzeszonych w różnych Towarzystwach. Konsulaty RP na terenie Ukrainy są zawsze otwarte na potrzeby rodaków zamieszkałych właściwe Okręgi Konsularne. Ostatnio wprowadza się wiele udogodnień dla petentów i każdy obywatel Ukrainy (o ile nie ma jakichś „zatargów” z obowiązującym prawem) może otrzymać wizę z łatwością. Z drugiej zaś strony praktycznie do każdej parafii czy Towarzystwa na terenie Ukrainy, regularnie przyjeżdżają zorganizowane grupy z Polski, więc kontakty ciągle mają miejsce i w tym wypadku.

AŁ: Czy są (jakie) oczekiwania od Rządu RP w zakresie pomocy dla pokolenia kresowiaków?


AS: Po wprowadzeniu tak zwanej „Karty Polaka” jakichś szczególnych oczekiwań raczej nie
ma. Potrzebna pomoc ciągle nadchodzi. Oczywiście mogą znaleźć się poszczególne niezadowolone osoby, ale to  jest problem już tylko danej osoby. Uważam, że za ostatnie lata wszyscy uprawnieni taką pomoc otrzymali. Natomiast wszystkie pretensje można kierować do prezesów Towarzystw (o ile się do niego należy), a uzasadnione wprost do Konsulatów RP, gdzie fachowo podchodzą do takich spraw i zawsze mogą służyć potrzebną informacją.

 

/Luty 2011. Redakcja serwisów o 27 WDP AK, Wołyniu  i Pokoleń Z Panem Anatolem Sulikiem rozmawiał Andrzej Łukawski/