Moje wspomnienia z okresu zawieruchy wojennej przeżytych dni i lat koszmaru na Wołyniu. Do 1939 r. współżyliśmy z Ukraińcami, obywatelami przedwojennej Polski na Wołyniu, w dobrym sąsiedztwie. 17 września 1939 r., po zagarnięciu Wołynia, jak i innych terenów przez Związek Radziecki od pierwszego dnia okupacji zaczęło się prześladowanie Polaków przez Związek Radziecki przy pomocy Ukraińców. Polscy Ukraińcy byli donosicielami do władz ZSRR, który Polak i jakie stanowisko zajmował w administracji Rzeczypospolitej. I w ten sposób zaczęła się koszmarna zgroza, którą nam Polakom zgotowano. Władze ZSRR i administracja przy każdej okazji oświadczali, że wszyscy Polacy muszą być wywiezieni w tajgi Syberii, bo tak sobie na to zasłużyli, z powodu tego, że są Polakami. Jako pierwszego z naszej wsi wywieźli gajowego o nazwisku Suchodolski (razem z nim jego ojca, matkę, dwóch synów i dwie małoletnie córki). Metoda wywózki była tak samo straszna i koszmarna. W jedną lub dwie godziny po północy NKWD zajeżdżało saniami zaprzęgniętymi w konie zimową porą w 1940 roku przy 40 stopniach mrozu. Dawali właścicielom domu do dwóch godzin na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. To jest ubrania, bieliznę i kazali brać żywność. Następnie kazali usiąść na sanie i tak wieźli na zbiorczy punkt około 13 km do Łucka na stację towarową. Kazali się przesiąść do nieogrzewanego wagonu towarowego zamykanego na kłódkę. Wkoło wagonów stało NKWD z bronią gotową do strzału. Ludzie na wieść o wywozach w głąb ZSRR zaczęli się ukrywać w stodołach i strychach. Pod koniec okupacji sowieckiej Ukraińcy zaczęli się odwracać od współpracy z ZSRR, a niektórzy starsi Ukraińcy mówili wprost, że jeszcze niejeden Ukrainiec zapłacze gorzko za Polską. W czerwcu 1941 r. wkroczyła do nas armia niemiecka. Tu nadmieniam, że zabudowania nasze gospodarskie stały od jezdni kierunek Łuck–Równe w odległości około 100 metrów, na wysokim wzgórzu, około 250 metrów od skraju lasu.

Horyzont lekko falisty, bardzo daleko widoczny. Widziałem, wyglądając zza chałupy, jak zebrała się dość duża grupa Ukraińców z dziećmi i żonami. Trzymali na tacy chleb i sól, aby powitać Niemców. Ludność ukraińska chodziła w glorii i rozmawiała między sobą, że Niemcy zbudują im niepodległą Ukrainę. I tak Ukraińcy ściśle współpracowali z Niemcami. Najpierw wskazywali Niemcom, który to Ukrainiec za władzy ZSRR był komunistą. Kto współpracował z administracją rosyjską, donosili też gdzie i u kogo ukrywa się żołnierz sowiecki. I tak zaczął się 1942 r. pod okupacją niemiecką. Zaczęły dochodzić słuchy i pomówienia od Ukraińców, że zbudują Ukrainę bez Polaków i ruskich moskali. Tylko trzeba zorganizować oddziały ryzunów, którzy wyrżną nożami wszystkich Polaków i moskali. Początkowo oczywiście w te brednie  absolutnie nie wierzyliśmy i przy każdej okazji takiej rozmowy śmialiśmy się z Ukraińców. Alż nadszedł 1943 rok, który stał się zagładą dla polskiej ludności na Wołyniu. Powstała administracja ukraińska, została powołana pod broń ukraińska policja, powstał Narodowy Bank Ukraiński w Łucku. Znajomi i sąsiedzi nasi Ukraińcy mówili nam: „Polacy uciekajcie, bodaj pod ziemię się schowajcie, bo nadszedł czas ostateczny. Musimy Was Polaków wszystkich wyrżnąć, bo tak każe i żąda rząd ukraiński”. Ja, jako że od dzieciństwa rosłem i bawiłem się z rówieśnikami Ukraińcami, świetnie rozmawiałem po ukraińsku i niedowierzając, co mówią sąsiedzi, poszedłem na nabożeństwo do cerkwi, których na Wołyniu było bardzo gęsto. Stoję wśród tłumu w cerkwi i słucham kazania popa do wiernych, który zwraca się do nich w ten mniej więcej sposób: „Bracia chrystijany Ukraińcy, waszym obowiązkiem jest rżnąć Polaków, aż będzie niepodległa Ukraina. I na tę rzeź was błogosławię”. Szybko przybiegłem do domu. Opowiedziałem to mamie i rodzeństwu, następnie sąsiadom. Powstało wielkie napięcie i strach, bo do tej pory Niemcy organizowali łapanki i wywozili ludzi do Niemiec lub rozstrzeliwali na ulicy, ale przeważnie Polaków, bo nie miał się kto za nimi upomnieć. Do naszej wsi przyjechali Niemcy w czerwcu 1943 r. Kto nie uciekł, został schwytany, między innymi i ja. Zabrano nas do roboty na stację w Łucku, aby ładować bale na wagony, ale po kilku dniach uciekłem. A wszystko to z poręki Ukraińców. I oto gdzieś w maju–czerwcu 1943 r. Niemcy wydali rozkaz złożenia broni przez policję ukraińską. Ukraińcy rozkazu Niemców nie wykonali, a z całym uzbrojeniem uciekli do lasów z zawołaniem „Rżnąć Polaków i Ruskich”! Między moją wsią Aleksandrówką, a Ludwiszynem, pod lasem mieszkał Polak, Łobuczek Piotr wraz z żoną, matką i małym synkiem. W wolnych chwilach od pracy w polu, zajmował się wiejskim kowalstwem, naprawiając pługi, brony itp. Mama moja posyłała mnie do Pana Łobuczka po naukę kowalstwa. Ja sam polubiłem Piotrusia i jak tylko krowy zapędziłem do chlewa, to zaraz biegłem uczyć się kowalstwa. Dzień zgrozy w moim życiu to 16 maja 1943 r. W niedzielę rano wsiadłem na konia z naszego gospodarstwa i postanowiłem pojechać przez las, bo droga była o wiele krótsza do mego nauczyciela kowalstwa Pana Łobuczka Piotra. Las około 3 km przejechałem szczęśliwie, bo też myślałem, oby mnie banderowcy nie napadli. Gdy spojrzałem przed siebie, na skraju lasu ujrzałem dymiące zgliszcza zabudowań Łobuczka. Opanował mnie nieograniczony strach i rozpacz, że stało się coś strasznego. Zawróciłem zaraz swoją klacz i popędzałem ją z całych sił rózgą, myśląc, że może być zasadzka na mnie. Jechałem sobie znanymi tylko dróżkami w lesie i jak się okazało, to mnie uratowało od niechybnej śmierci, bo na głównej drodze leśnej stali ryzuny, czekali na żywych Polaków. W moim domu opowiedziałem to, co zobaczyłem. Zaraz zebrała się cała wieś uzbrojonych w kosy, widły i łopaty. Dotarliśmy do zgliszcz zagrody Łobuczka. Widziałem zwęglone ciała 4 osób. Byli to Łobuczek, jego żona, matka i synek Piotruś. W tłumie przybyłych Polaków zapanowała rozpacz, bezradny gniew przeciwko bandom ukraińskim. Ludzie doszli do wniosku, że trzeba się szybko rozejść, ponieważ bandy ryzunów mogą otoczyć i wszystkich Polaków tu zebranych wyrżnąć. Na drugi dzień nadeszła wiadomość z sąsiedniej wsi Wsiewołodówka gm. Kniahininek powiat Łuck, że policja ukraińska przyjechała w dzień z Łucka do Wsiewołodówki i zastrzeliła bez podania powodów, w ich własnym mieszkaniu rodzinę Żytowieckich (ojca, syna Bolesława, córkę Helenę). Matkę puścili żywą, powiedzieli jej, że ma chodzić po Polakach i mówić, żeby się wynosili z Ukrainy. Bardzo dobrze znałem rodzinę Żytowieckich. W tym czasie zaczęły do nas dochodzić słuchy z innych dalszych miejscowości polskich, iż zostawały wyrzynane całe wsie polskie. W naszej wsi Aleksandrówka i wsi Antonówka powstał popłoch. Jedni uważali, że trzeba zorganizować samoobronę, inni uciekali do miasta Łucka. W Antonówce był zakład mleczarski, którego kierownikiem był Polak o nazwisku Małocha. Imienia nie pamiętam i on to pierwszy zaczął organizować samoobronę Polaków przed ryzunami ukraińskimi.       Źródło: AIPN. Publikacja : " WOŁYŃ 1943"    Ludobójstwo Polaków na Wołyniu 1939–1945 Świadectwa


GTranslate

enfrdeitptrues

Włamanie do serwisu

Strona odtworzona po ataku hakerskim. W przypadku dostrzeżenia braków i niespójności z poprzednią zawartością serwisu oraz w celu zgłoszenia ew. uwag prosimy o kontakt z nami.

Wołyń naszych przodków

wp12.jpg

PAMIĘTAJ PAMIĘTAĆ

Czytaj także

 

 

Rzeź Wołyńska

lud14.jpg

Szukaj w serwisie

Gościmy

Odwiedza nas 482 gości oraz 0 użytkowników.

Statystyki

Odsłon artykułów:
14135083