Nie mogłam płakać nawet po miesiącu
- Szczegóły
- Bogusław Szarwiło
- Kategoria: Historia
- Odsłony: 3537
Jak oszalała biegałam od domu do domu i w końcu dobiegłam do moich rodziców na kolonii. Ojciec leżał koło łóżka w bieliźnie też przybity bagnetem do podłogi, twarzą do ziemi, z narzuconym ściągniętym z łóżka siennikiem. Siostra Janina była ubrana w białą świąteczną sukienkę, uczesana z rozpuszczonymi włosami, przepasanymi niebieską wstążką, skulona leżała w pokoju pod stołem. Zginęła od strzału w serce. Nie znalazłam trupa matki. Biegałam po zabudowaniach, szukając jej. Pobiegłam dalej na kolonię do trzech ciotek, starych panien „Cyrylanek”, tak nazywanych od imienia, ich ojca Cyryla. Nie było w domu nikogo. Michalinę znaleziono później niedaleko na polu kartofli z odrąbanymi rękami i nogami. Stasię i Hanię zamordowano we wsi. W spiżarni znalazłam zmasakrowane, ze związanymi drutem kolczastym rękami zwłoki ciotki Karoliny Jedynowicz, jej syna Tadeusza i pasierbicy Józefy. Drugi jej pasierb Bronisław mieszkał z żoną i trojgiem dzieci osobno. Wyprowadzono wszystkich do stodoły i tam znalazłam nie do opisania zmasakrowane ich ciała. […] Tak biegałam przez cały dzień z dwuletnią córką na ręku od domu o domu, od rodziny do rodziny. Nie płakałam, nie mogłam płakać, tylko czułam piasek w oczach. Dopiero nad wieczorem mąż odciągnął mnie z dzieckiem do lasu koło cmentarza. Tu, kiedy było już ciemno, mąż przyprowadził moją matkę, a następnie znalazła się przy nas córka siostry mojej matki Józia, zaopiekowali się nami Ukraińcy z Wielimcza, którzy przynieśli mleko dla dziecka i jedzenie. Przez około 10 dni ukrywaliśmy się w lesie. Opiekowali się nami wciąż ci sami Ukraińcy z Wielimcza. Ukrainiec Sawłuk najpierw wziął moją matkę i Józię i przeprowadził je do Ratna, a w parę dni później drugi Ukrainiec, którego nazwiska nie znam, a tylko przezwisko „Hrymuczy Romanko”, przeprowadził mnie z dzieckiem, męża i jego stryjecznego brata również do Ratna.
Kalendarium ludobójstwa - WRZESIEŃ 1946
- Szczegóły
- Stanisław Żurek
- Kategoria: Publikacje
- Odsłony: 3433
1 września: We wsiach Jamna Dolna Jamna Górna pow. Dobromil: „1 września w lesie broniewskim w walce z UPA zginęło 10 żołnierzy WP. Pojawiają się także informacje, że tego dnia na terenie Jamny Dolnej i Górnej w walce z UPA polegli następujący żołnierze WP: ppor. Władysław Biesiada, ur. 1917, kpr. WP Wojciech Gałaś, ur. 1921 r., szer. Stefan Karasz, ur. 1922 r, szer. Jan Oblizajek, s. Kaspra, ur. 1922 r., szer. Zygmunt Pretkowski, s. Stanisława, ur. 1922 r., szer. Józef Sikora, s. Antoniego, ur. 1924 r., szer. Franciszek Warwiński, s. Zygmunta, ur. 1922 r. Wszyscy zabici zostali pochowani w Baligrodzie.” (Andrzej Zapałowski: Granica w ogniu. Warszawa 2016, s. 241)
We wsi Uhnów pow. Tomaszów Lubelski upowcy zamordowali 2 żołnierzy WP.
4 września:
W mieście Jarosław woj. rzeszowskie ma grób żołnierz WP Zacharczuk Tadeusz ur. 1924. który zginął z rąk UPA 4 IX 1946 we wsi Cieplice.
W nocy z 4 na 5 września:
Na stacji kolejowej we wsi Nowa Grobla pow. Lubaczów sotnia "Tuczy" zabiła jednego Polaka, pracownika straży kolejowej oraz zarekwirowała 9 koni, 2 krowy i 7 świń.
6 września:
W mieście Jarosław woj. rzeszowskie ma grób Józef Machała ur. 1914, który zginął z rąk UPA.
We wsi Siedliska pow. Brzozów upowcy obrabowali i spalili gospodarstwo polskie oraz zamordowali 3-osobową rodzinę polską o nazwisku Chodocki.
Wiedziałam, że nadchodzi śmierć
- Szczegóły
- IPN
- Kategoria: Publikacje
- Odsłony: 3230
Urodziłam się 3 marca 1937 r. Mieszkałam w Pustomytach. To taka kolonia na trasie między Horochowem a Łuckiem, w powiecie horochowskim, w dawnym województwie wołyńskim. Jeśli dokładnie pamiętam, były tam 22 domy. Mam dwie siostry: starszą o półtora roku Wandę i młodszą o cztery lata Krystynę; obie żyją do dziś. Moi rodzicie mieszkali w Pustomytach od wielu lat, wybudowali tam dom. Zajmowali się rolnictwem, mieli własne gospodarstwo. I jeszcze – w domu – taki typowy wiejski sklep: szwarc, mydło i powidło; tak się mówiło na asortyment, jaki tam był. Pamiętam nasz dom doskonale. W ogóle pamięć mi służy. Między innymi wciąż pamiętam, jak mama przyjechała ze szpitala z moją młodszą siostrą. Mogę odtworzyć całe wnętrze domu, gdzie były okna, obrazki, meble. Pamiętam też, że był otoczony kwiatami i słonecznikami. Naprzeciwko nas, po prawej stronie drogi, która biegła z zachodu na wschód, mieszkała Żelczykowa. Była Ukrainką, moi rodzice się z nią przyjaźnili. Dalej mieszkali Karawańscy, też Ukraińcy. Mieli córkę Julkę, dziewczynkę w moim wieku, zawsze się razem bawiłyśmy. Po naszej stronie drogi, obok nas, mieszkał Grabarczuk; dalej z prawej – Anna Kowalczyk, której mąż był leśniczym. Jeszcze dalej stał wiatrak. W kolejnych domach mieszkały między innymi dwie czy trzy rodziny Czechów. Zwykła wieś, jakich na Kresach wiele. U mojej mamy najczęściej bywała Kowalczykowa, która miała córeczkę Basię w wieku mojej młodszej siostry oraz dwoje dorosłych dzieci: Tadeusza (17 lat) i Stasia (19 lat). Mieszkali w niewielkim, dwupokojowym domu. Od wiosny do jesieni w jednym z pokoi zawsze stał ubrany ołtarz. Wszyscy schodziliśmy się do Kowalczyków, głównie na nabożeństwa majowe, bo do kościoła było daleko, jakieś dziesięć kilometrów. Poza tym w czasie wojny, zwłaszcza gdy zbliżał się 1943 r., chodzenie po okolicy było coraz bardziej niebezpieczne. Bo naszą wieś ominęło zarówno wejście Sowietów, jak i Niemców. Żadnych samolotów, czołgów, dział, nawet żołnierzy.
SZLAK BOJOWY 27 DYWIZJI PIECHOTY WP -1939R.
- Szczegóły
- Bogusław Szarwiło
- Kategoria: Publikacje
- Odsłony: 3130
Byłam świadkiem – Leokadia Skowrońska z domu Nowakowicz, Aleksandrówka, pow. kowelski, woj. wołyńskie
- Szczegóły
- Bogusław Szarwiło
- Kategoria: Historia
- Odsłony: 3275
15 lipca 1943 r. wieczorem na naszą kolonię dokonała napadu banda UPA, była godzina około 21.00. Napastnicy byli uzbrojeni w widły, noże, siekiery i broń palną. Okrążyli całą wieś i zaczęli spędzać ludzi w jedne miejsce, aby było łatwiej ich wymordować. Nasi rodzice pośpiesznie pożegnali się z nami i kazali uciekać pojedynczo. Każdemu z nas ojciec dał butelkę bimbru. Było już ciemno. Pobiegłam w kierunku pola. Wtedy padł strzał i poczułam straszny ból w stopie. Kula przeszła na wylot. Zwaliło mnie z nóg. Zaczęłam się czołgać przez zboże do miedzy. Była dość wysoka. Pod nią wydrapałam rękami jamę, w której przesiedziałam do samego rana, słuchając przeraźliwych krzyków ludzkich dochodzących ze wsi i odgłosów strzałów karabinowych. Noga coraz bardziej mnie bolała. Zrobiłam sobie sama opatrunek, a ranę zalałam dezynfekując ją bimbrem z butelki. Ziemię, która leżała obok mej jamy, rozsypałam garściami po zbożu, aby zatrzeć ślady swojej obecności. Moim jedzeniem były ziarna zboża wyłuskiwane z kłosów, a napojem małe łyki bimbru. W tym ukryciu minęło mi kilka dni. Pewnego dnia usłyszałam donośne głosy dochodzące ze wsi. Zaczęłam się czołgać w kierunku wsi. Dotarłam na podwórze sąsiadki Ukrainki Ulany i poprosiłam ją o kawałek chleba. Ta, kiedy mnie zobaczyła, to krzyknęła: „Ty polska mordo, jeszcze żyjesz?” i złapała za motykę. Ze strachu rzuciłam się do ucieczki, nie poczułam nawet bólu swej stopy. Uciekałam w przeciwnym kierunku, potem zawróciłam do swej kryjówki i tam w ukryciu leżałam i siedziałam kolejnych kilka dni. Noga mi bardzo spuchła i mocno bolała. Żywiłam się ziarnami zboża.
Niezależny oddział Józefa Malinowskiego
- Szczegóły
- Bogusław Szarwiło
- Kategoria: Historia
- Odsłony: 3086
Tytułem wstępu kilka zdań z relacji Władysława Malinowskiego z kol. Augustów na Wołyniu : "O tym co opowiem powinien wiedzieć cały świat - każdy człowiek, a przeważnie Polacy - synowie córki, wnuki, prawnuki, każdy Polak. O tym nie wolno nigdy zapomnieć, pomimo, że historia milczy o tej strasznej zagładzie rzeszy Polaków za Bugiem, z Wołynia, jego eksterminacji - kompletnego bestialskiego wymordowania - rzezi najprymitywniejszej, dokonanej przez Ukraińców. Świat zna jedną
eksterminację ludzi - Żydów przez Niemców i o tym głośno krzyczy. Drugą taką eksterminacją ludzi - Polaków - w skali światowej, była eksterminacja ludzi narodowości polskiej - nieopisane ich mordy na ziemiach wschodniej Polski, (...) o której cicho, nic się nie mówi. Ja, który przeżyłem to piekło i widziałem na własne oczy, będę krzyczał - może ktoś usłyszy - opublikuje, rozpowie, że każdy
kawałek ziemi nazwanej obecnie Ukrainą jest znaczony Polską krwią i na każdym jej skrawku leżą polskie kości." Relację pana Władysława i kilku innych świadków, dotyczące konkretnych wydarzeń, zostaną zaprezentowane nieco później. W tym miejscu przypomnę udokumentowane przez historyków fakty. 11 lipca 1943 r. polska krew lała się strumieniami w dziesiątkach miejscowości Wołynia. Bandyci z OUN- UPA uderzyli niemal równocześnie na 99 polskich wsi i miasteczek. W ciągu nocy i następnego dnia liczba zmasakrowanych siół wzrosła do 167. Rzezie trwały także przez następne dni. 13 i 14 lipca napadnięto na 19 miejscowości powiatów horochowskiego i włodzimierskiego, 14 i 15 lipca osiem miejscowości powiatu krzemienieckiego. 15 i 16 lipca fala zbrodni znów wezbrała w powiatach horochowskim i włodzimierskim, w których zaatakowano 29 miejscowości.